Mateusz Nasiadka, człowiek dla którego droga jest celem podróży (wywiad, zdjęcia)

Mateusz Nasiadka, mieszkaniec Ostrowi Mazowieckiej, to prawdziwy pasjonat przygód, który swoje zamiłowanie do podróżowania zamienia w spektakularne wyprawy po Europie. Początkowo przemierzał kontynent na rowerze, odwiedzając malownicze zakątki takich krajów jak Włochy, Chorwacja czy Finlandia, a jego relacje z tych podróży wzbudzały podziw nie tylko wśród znajomych, ale i w szerszym gronie odbiorców.

2024/10/finladnia-jpg_670fb61729d47 Fot. archiwum Mateusza Nasiadki

W 2022 roku rozpoczął swoją pierwszą poważną wyprawę rowerową, podczas której pokonał tysiące kilometrów, zwiedzając osiem krajów. W kolejnym roku, zainspirowany swoim sukcesem, postanowił zdobyć koło podbiegunowe. Jego podejście do podróżowania charakteryzuje się spontanicznością, a zarazem niezwykłą dbałością o szczegóły. Mateusz zawsze przygotowuje się do swoich wypraw, ale pozostawia miejsce na przygody, często nocując "na dziko" w lasach, na plażach czy pod gwiazdami. Niezależnie od trudności, które spotyka na swojej drodze, potrafi czerpać radość z każdego przejechanego kilometra i każdej nowej osoby, którą poznaje.

W 2024 roku postanowił przesiąść się z roweru na motocykl, co umożliwiło mu eksplorację jeszcze większych obszarów w krótszym czasie. Dzięki temu odwiedził między innymi Portugalię, Norwegię oraz Hiszpanię, przemierzając dziesięć krajów w zaledwie trzy tygodnie.

Angelika Litwa: Cześć Mateuszu! Cieszę się, że mogę z Tobą porozmawiać o Twoich niezwykłych podróżach. Twoje wyprawy rowerowe i motocyklowe po Europie są naprawdę inspirujące. Co skłoniło Cię do podjęcia pierwszej wyprawy rowerowej w 2022 roku? Czy była to spontaniczna decyzja, czy może planowałeś ją od dłuższego czasu?

Mateusz Nasiadka: Cześć Angelika, bardzo mi miło że mogę podzielić się swoimi przygodami z szerszym gronem odbiorców. Odkąd pamiętam uwielbiałem podróżować, zwiedzać ciekawe miejsca a najbardziej przeżywać przygody. Wyprawa do Włoch oraz Chorwacji była dla mnie pierwszą tak daleką, ale nie pierwszą moją wyprawą rowerową, zacząłem ją planować już zimą tego samego roku. Początkowo obmyślałem trasę, przeliczałem możliwy dystans na mój czas wolny, planowałem skróty w razie gdyby coś poszło nie po mojej myśli, czytałem o kulturze krajów do których miałem się udać oraz sprawdzałem przepisy jakie tam panują. Można powiedzieć, że byłem przygotowany perfekcyjnie, miałem plan zapasowy na każdą możliwą sytuację, finalnie udało mi się nie skorzystać z żadnej opcji awaryjnej i zrealizować plan w stu procentach.

A.L.: Jakie kraje zwiedziłeś?

M.N.: Swoją podróż zacząłem od przejechania pociągiem na południe Polski do miejscowości o nazwie Chałupki, tam już na własnych rowerowych kołach przekroczyłem granicę z Czechami, następnie była Austria a dalej już Włochy. Włochy przejechałem z północy, na same południe wschodnim wybrzeżem wzdłuż Adriatyku aż do miejscowości Bari, gdzie kupiłem bilet na prom do Dubrownika w Chorwacji. Dalej kierowałem się już przez Chorwację na północ, początkowo jechałem wzdłóż linii brzegowej, ale szybko odbiłem bardziej w głąb kraju. W trakcie przejazdu przez Chorwację odwiedziłem Bośnię i Hercegowinę a później po dojechaniu na północ, przekroczyłem granicę Chorwacji ze Słowenią. Następnie były Węgry, Słowacja i znów Czechy kierując się cały czas w stronę Ostrowii Mazowieckiej. Finalnie cała podróż zajęła mi równiutko miesiąc, pokonałem przy tym około trzy tysiące kilometrów na rowerze przejeżdżając przez osiem różnych państw.

2024/10/wlochy-jpg_670fb6b34aa40 Fot. archiwum Mateusza Nasiadki

A.L.: Jakie były największe wyzwania, z którymi zmagałeś się podczas swojej pierwszej wyprawy? Czy jakieś momenty szczególnie zapadły Ci w pamięć?

M.N.: Największym wyzwaniem było dla mnie chyba zaplanowanie tej podróży, ponieważ nie należę do osób planujących swoje życie, zazwyczaj działam spontanicznie. Tym razem jednak wszystko musiałem mieć dopięte na ostatni guzik ponieważ była to moja pierwsza wycieczka poza granice kraju, a w dodatku samotna. Początkowo towarzyszył mi stres i niepewność, ale na szczęście zanikały z każdym kolejnym przejechanym kilometrem. Stosunkowo trudne było wyszukiwanie noclegów, gdyż moim celem było spędzenie jak najwięcej nocy na dziko a dopiero w sytuacjach awaryjnych korzystanie z infrastruktury hotelowej. Spałem więc głównie w lasach pod namiotem, w hamaku lub nawet na plaży pod gołym niebem! Z sytuacji które najbardziej zapadły mi w pamięć to na pewno nocka w Chorwacji, gdzie spałem pod gołym niebem w hamaku rozwieszonym pomiędzy drzewami i około 2 nad ranem zostałem obudzony przez policję. Sytuacja wydawała się wtedy bardzo poważna, ponieważ policjanci mieli już broń w pogotowiu, świecili we mnie latarkami i krzyczeli coś w swoim języku. Jak tylko wyjaśniłem im kim jestem, skąd jestem i co tu robię zrobiło się dużo luźniej i spokojniej, Pani policjantka uświadomiła mnie że rozbiłem się na jakimś szlaku nielegalnych migrantów, powiedziała że podziwia moją odwagę i że już nie muszę się o nic martwić bo oni zostaną przez noc sto metrów dalej i będą mnie pilnować do 6 rano, więc reszta nocy minęła stosunkowo spokojnie. Również w Chorwacji trafiłem na Pana który zatrzymał mnie na ulicy i zaprosił do swojego domu na kawę i rozmowę. Opowiedział mi o tym że mają w parafii polskiego księdza, który akurat gdzieś wyjechał, a na odchodne podarował mi butelkę domowej roboty wina z jego własnych winogron.

A.L.: Powtórzyłeś podróż rowerową w 2023 roku, odwiedzając mniej krajów, ale docierając aż na koło podbiegunowe. Co skłoniło Cię do wyboru tego celu? I jakie podczas tej podróży odwiedziłeś kraje?

M.N.: Zgadza się, po spektakularnym sukcesie mojej wyprawy na południe europy, od razu zacząłem zastanawiać się gdzie pojadę w kolejnym roku. Nawet nie wiem skąd mi przyszła do głowy północ, chyba po prostu chciałem porównać sobie skrajnie różne tereny oraz kulturę państw pomiędzy południem a północą. Przygodę w 2023 roku rozpocząłem od znalezienia kierowcy ciężarówki który zechciałby mnie podrzucić do Estonii razem z rowerem, wymyśliłem sobie takie rozwiązanie ponieważ generowało to najmniejsze koszty a właściwie zerowe w porównaniu do korzystania z transportu publicznego. Nie mogłem sobie pozwolić na przejechanie tego odcinka na własnych kołach ponieważ bałem się że zabraknie mi czasu na ciekawsze tereny. Udało się i znalazłem pana, który podrzucił mnie mniej więcej na środek Estonii, pojechałem stamtąd do stolicy kraju do Tallina, tam kupiłem bilet na prom do Helsinek i rozpocząłem jazdę na północ Finlandii. Po dojechaniu do regionu Laponii zatrzymałem się w Rovaniemi gdzie odwiedziłem wioskę świętego mikołaja i oficjalnie przekroczyłem granicę koła podbiegunowego. Na powrót skorzystałem z transportu publicznego aby dostać sie z powrotem na południe kraju do Helsinek, stamtąd pojechałem na zachód do miejscowości Turku, gdzie kupiłem bilet na prom do Szwecji. Zwiedziłem stolicę kraju czyli Sztokholm i skierowałem się na południe do innego miasta portowego aby wrócić już do Polski. Podczas tej podróży zwiedziłem tylko pięć krajów a rowerem przejechałem zaledwie okolice tysiąca kilometrów, jednak przeżyłem niemniej przygód niż w roku poprzednim.

A.L.: Czy podróż na koło podbiegunowe różniła się pod względem przygotowań i trudności od Twojej pierwszej wyprawy?

M.N.: Zdecydowanie tak, na północy panuje zupełnie inny klimat więc musiałem przygotować zupełnie inny ekwipunek do jazdy czy noclegów, po wstępnym reaserchu stwierdziłem też że rower którym pojechałem w poprzednią wyprawę nie zda tam egzaminu więc musiałem wybrać inny, nadający się na trudniejsze warunki. Jak się okazało na miejscu trudność tej trasy była zdecydowanie wyższa, piękne asfaltowe ścieżki rowerowe jakie były we Włoszech zamieniłem na trudny leśny pagórkowaty teren z drogami szutrowymi więc szybko doszedłem do wniosku, że nie będę w stanie przejeżdżać zakładanych dziennych odległości. Musiałem więc w trakcie podróży modyfikować trasę oraz momentami wspomagać się dodatkowo transportem publicznym. Podczas pierwszej wyprawy wszystko szło po prostu idealnie, spełniałem swój zakładany plan z malutkimi modyfikacjami, tutaj jednak od samego początku nic nie szło mo mojej myśli i musiałem bardzo dużo improwizować. Nie wyszło to jednak źle, bo doświadczenia w podróżowaniu jakiego zebrałem podczas tej trasy już nikt mi nie odbierze.

A.L.: Jak organizowałeś sobie noclegi? Jak one wyglądały podczas wyprawy rowerowej?

M.N.: Jeżeli chodzi o noclegi, to niezależnie czy jadę w samotną podróż rowerem, motocyklem, autem czy nawet pociągiem staram się zabrać ze sobą swój sprzęt biwakowy, taki jak namiot, śpiwór, matę, hamak a nawet taką małą dmuchaną poduszkę. Generalnie na żadnej wyprawie nie planuję wcześniej gdzie będę spał, dla mnie szukanie na bieżąco miejsca do spania czy to w hotelu czy na dziko jest elementem przygody. Nigdy nawet sztywno nie planuję gdzie konkretnie mam dojechać danego dnia, dlatego podróżuję według zasady "tam gdzie dojadę tam się rozbijam". Dzięki temu przeżyłem wiele przygód i poznałem wiele ludzi robiących to w ten sam sposób. Jeżeli warunki otoczenia i klimatyczne na to pozwolą, rozwieszam sobie hamak, na przykład między drzewami, jeżeli pogoda jest niepewna lub jest zwyczajnie chłodno, wolę spać w namiocie, który rozbijam sobie w ustronnych miejscach zazwyczaj zdała od skupisk ludzi. Zdarzyło mi się też spać pod gołym niebem na włoskiej plaży, ponieważ chciałem zobaczyć wschód słońca nad morzem adriatyckim. Czasami na wyprawach wybieram jakiś komercyjny hotel, czy nocleg w prywatnych domach ludzi aby podładować powerbanki i porządnie się umyć. Generalnie zdecydowanie wolę noclegi na dziko, ponieważ są ciekawsze często można trafić piękne okoliczności przyrody no i można oszczędzić bardzo dużo pieniędzy, bo rozbicie się gdzieś w lesie nic nie kosztuje jeśli tylko robisz to z głową. Niestety ale w zdecydowanej większości europejskich krajów biwakowanie na dziko jest niezgodne z prawem, wyjątkiem są kraje skandynawskie, gdzie oprócz tego że jest to zupełnie legalne, to nawet są w nich przygotowane przez władze państwa tysiące miejsc noclegowych w lasach gdzie znaleźć można wiaty do spania, miejsca na ogniska, nawet grille, piecyki, przygotowane już pocięte drzewo a nawet zadbane toalety.

2024/10/spanie-jpg_670fb697a291f Fot. archiwum Mateusza Nasiadki

A.L.: Jak radziłeś sobie z przygotowywaniem posiłków w drodze? Gotowałeś sam czy polegałeś na lokalnych restauracjach?

M.N.: Zawsze wożę przy sobie moje własne małe zaplecze kuchenne, dodatkowo jak wyjeżdżam na dłużej staram się robić zapasy żywności jeżeli tylko miejsce w bagazach mi na to pozwoli. Pozwala mi to zaoszczędzić odrobinę pieniędzy w krajach w których jest drożej niż w Polsce oraz sprawia że jestem bardziej niezależny i mam większą dowolność drogi bez dodatkowych zmartwień, że muszę jechać tak żeby znaleźć sklep lub restaurację. Jak tylko robię się głodny, zatrzymuję się gdzieś na poboczu, wyciągam sprzęt i gotuję sobie posiłki samodzielnie, zazwyczaj są oparte na makaronie lub ryżu, ponieważ są to produkty które dostarczą dużo energii i nie potrzebują specjalnych warunków do przechowywania. Mimo wszystko nie tylko oszczędnościami człowiek żyje, bo wjeżdżając do nowego kraju i chcąc poznać lepiej jego kulturę, trzeba spróbować lokalnych dań, dlatego zawsze staram się znaleźć restaurację która nie jest przygotowana stricte pod turystykę, a taką mniej przyciągającą wzrok w której żywią się głównie lokalni mieszkańcy.

A.L.: W 2024 roku postanowiłeś zmienić rower na motocykl. Jakie w tym roku kraje odwiedziłeś?

M.N.: Tak, zgadza się. Zmiana ta podyktowana była chęcią zwiedzania większych obszarów w krótszym czasie. Nie posiadając prawie żadnego doświadczenia w jeździe motocyklem wyruszyłem zwiedzać zachodnią Europę. Ruszyłem z Polski z Ostrowi Mazowieckiej, a po przejechaniu Niemiec oraz Danii dotarłem do Norwegii. Dalej przejechałem znów przez Danię oraz Niemcy, następnie odwiedziłem Holandię, Belgię, Francję, Hiszpanię aż dojechałem do Portugalii. Na zakończenie odwiedziłem Andorę i wróciłem do Polski przez Francję, Niemcy oraz Czechy. Finalnie zakończyłem podróż z wynikiem około dwunastu tysięcy przejechanych kilometrów przez dziesięć różnych państw w trzy tygodnie.

2024/10/norwegia-jpg_670fb68674aa6 Fot. archiwum Mateusza Nasiadki

A.L.: Jakie były różnice w przygotowaniach do podróży rowerowych i motocyklowej?

M.N.: Ciężko będzie mi odpowiedzieć na to pytanie bo tak naprawdę do każdej mojej podróży przygotowuję się indywidualnie, więc zależy to bardziej od destynacji niż od środka lokomocji. Jednak jadąc motocyklem pozwoliłem sobie na większą dowolność, nie planowałem szczególnie trasy, znalazłem tylko miejsca które chciałbym odwiedzić, zaznaczyłem je na mapie i uznałem że zobaczę co przyniesie droga. Znany był mi termin mojego urlopu i wiedziałem mniej więcej do jakich krajów chciałbym wjechać, reszta była spontaniczna, do końca nie wiedziałem ile kilometrów i czasu mi to dokładnie zajmie. Do wypraw rowerowych musiałem przygotować się trochę lepiej, znając termin urlopu oraz moje możliwości musiałem przeliczyć planowaną trasę pod kątem dystansu żeby zdążyć wrócić do pracy. Przemyślenia wymagały też dodatkowe środki transportu kiedy długość trasy okazywała się zbyt duża na moje możliwości, podczas pierwszej wyprawy pojechałem pociągiem na południe Polski, z kolei na koło podbiegunowe znalazłem kierowcę ciężarówki który podrzucił mnie do Estonii. Także krótko podsumowując logistyka jest trochę trudniejsza jadąc rowerem niż motocyklem. Motocykl za to daje większe możliwości do podejmowania spontanicznych decyzji.

A.L.: Czy spotkałeś na swojej drodze ludzi, którzy szczególnie Cię zainspirowali lub z którymi nawiązałeś dłuższe relacje?

M.N.: W moich podróżach poznaję naprawdę dużo ciekawych ludzi, to jest właśnie ta największa zaleta samotnego podróżowania, zwyczajnie prościej jest kogoś poznać. Podczas podróży rowerowych bardzo dużo różnych osób zagadywało do mnie za granicą jak tylko gdzieś się zatrzymywałem, pewnie dlatego że zwracałem na siebie uwagę tak załadowanym rowerem i dodatkowo zawsze starałem się wozić flagę Polski w widocznym miejscu. Większość poznanych ludzi to były tylko przelotne rozmowy o życiu i podróżowaniu trwające kilka do kilkunastu minut podczas moich przerw. Z kolei podczas podróży motocyklem, poznawałem głównie ludzi ze środowiska motocyklistów, bo wspólne zainteresowanie łączy ludzi na całym świecie. Do osób które najbardziej zapadły mi w pamięc na pewno muszę zaliczyć dwójke rowerzystów z Austrii Sebastiana i Roberta, z którymi jechałem przez kawałek południowych Włoch a później wspólnie wynajęliśmy domek na noc aby się zintegrować. W Finlandii na jednym z dzikich noclegów poznałem parę Niemców podróżujących kamperem, którzy zaprosili mnie do swojego ogniska na rozmowy przy napojach wyskokowych, wskoczyliśmy nawet do lodowatego jeziora w środku nocy. Zwiedzając Portugalię poznałem samotną podróżniczkę z Ukrainy Ilonę, wspólnie pierwszy raz w życiu widzieliśmy i mieliśmy okazję zażyć kąpieli w oceanie. W Chorwacji poznałem pana który zaprosił mnie na kawę i rozmowę do siebie do domu, wspomniałem o nim już wcześniej. Z osobami które poznaję trochę lepiej i spędzam czas podczas podróży zawsze wymieniamy się kontakntem do siebie.

A.L.: Co było największą trudnością, jaką napotkałeś podczas swoich wypraw – czy to na rowerze, czy motocyklem?

M.N.: Największą trudnością przy każdym sposobie podróżowania okazują się być warunki klimatyczne, nic tak nie potrafi dać w kość jak wiatr wiejący prosto w twarz przy jeździe rowerem, albo nieustanny deszcz w połączeniu z niskimi temperaturami przy jeździe motocyklem. W takich momentach dopadały mnie największe kryzysy i zwątpienia, czasem miałem ochotę nawet przerwać podróż i wrócić do domu, ratunkiem w takich chwilach jest wsparcie bliskich, znaojmych a nawet nieznajomych osób które śledzą moje podróże. Zawsze prowadzę relację z podróży na swoich mediach społecznościowych, dzięki którym pozostaję w kontakcie ze wszystkimi. Z kolei najczęściej ludzie pytają mnie o to jak sobie radzę za granicą z komunikacją, bo jest to największy problem każdego kto chciałby zwiedzić obcy kraj, ale boi się że sobie nie poradzi przez bariery językowe. Rozmawiam po angielsku na wystarczającym poziomie aby móc porozumieć się z ludźmi za granicą, jednak miałem bardzo wiele sytuacji, gdzie mój rozmówca nie rozumiał nic po angielsku. Takie sytuacje traktuję bardziej jak wyzwania i przygodę niż problemy, bo z własnego doświadczenia wiem że jak jest potrzeba to można dogadać się nawet na migi. Żyjemy też w 21 wieku, w którym dostęp do technologii zdecydowanie ułatwia komunikację, każdy przecież nosi przy sobie na codzień smartfona, który kilkukrotnie ratował mi skórę jako osobisty tłumacz.

2024/10/shckzl6-jpg_670fb75d1f1d9 Fot. archiwum Mateusza Nasiadki

A.L.: Co dają Ci takie długodystansowe wyprawy, poza zwiedzaniem nowych miejsc?

M.N.: Mówi się, że podróże kształcą i mogę śmiało potwierdzić że jest to zdecydowanie trafna teza w moim przypadku. Podróżować zacząłem chyba dlatego, że zwyczajnie bardzo lubię odkrywać nowe miejsca i poznawać nowych ludzi. Nie wiedziałem jednak, że dzięki podróżowaniu nauczę się tak dużo oraz że będę tak głodny wiedzy, dotychczas nie interesowałem się kulturą innych państw, życiem ludzi w różnych zakątkach świata czy ogólnie rzecz biorąc historią. W chwili obecnej zyskałem wiele nowych zainteresowań, ogrom wiedzy na temat geografii, historii danych państw, języków, kultury oraz życia codziennego. Jestem też człowiekiem, który zdecydowanie nie lubi nudy w swoim życiu, chciałbym przeżyć jak najwięcej żeby mieć o czym opowiadać i co wspominać na stare lata.

A.L.: Jakie są Twoje plany na przyszłość? Czy masz już w głowie kolejne wyprawy? Jeśli tak, to dokąd chciałbyś się wybrać?

M.N.: Jestem człowiekiem bardzo spontanicznym, mam też swoje mniejsze i większe marzenia jak każdy człowiek. Na chwilę obecną nie mam konkretnych planów, dużo czytam o ciekawych miejscach na świecie i zapisuje je sobie na mapie jako cele moich przyszłych podróży. O tym w jakim kierunku pojadę oraz jaki wybiorę sposób lokomocji zdecyduje najprędzej przypływ chwili i mój aktualny nastrój w momencie w którym będzie zbliżał się termin mojego urlopu od pracy. Jeżeli chodzi o plany i marzenia które aktualnie rysują się w mojej głowie, to zdradzę tylko że marzy mi się podróż autostopem po Ameryce Południowej oraz wyjazd do Japonii, bardzo chętnie wróciłbym też do Norwegii zwiedzić więcej tego pięknego kraju. Co przyniesie czas? Pożyjemy, zobaczymy. Jedno jest pewne, gdzieś mnie znowu z pewnością wywieje i nie będzie to zwykła wycieczka a kolejna szalona podróż!

A.L.: Dziękuję Mateuszu za wywiad!

M.N.: Również serdecznie dziękuję.

2024/10/bari-jpg_670fb6eeeceee Fot. archiwum Mateusza Nasiadki

Dodaj komentarz



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników serwisu ostrowmaz24.pl.